muza

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 17

            Pewnie był w depresji, w ogóle nic nie zjadł. Podeszłam do niego i zdjęłam lekko jego ręce z twarzy.
-Nie bądź smutny, bo ja też będę. Nie potrafię patrzeć na Ciebie w takim kiepskim stanie, wiesz o tym dobrze. Ja Ciebie rozumiem, ale chociaż zrób to dla mnie, nie możesz być cały czas taki - powiedziałam, po czym usiadłam koło niego przy kuchennym barku.
-Wiem Rose, ale to trudne. Staram się jakoś przestać myśleć o tym, ale nie mogę - odpowiedział mi.
Dobrze o tym wiem, co przeżył, że trudny jest mu wstać po tym wszystkim, ale on po prostu nie może się tak zadręczać. Gdy coś mu się stało nie wybaczyłabym sobie tego. Wiem, że stracił mamę, trudno jest mu żyć, pewnie ma najgorsze myśli, ale ja byłam tą jedyną osobą, która mogła pomóc mu się jeszcze pozbierać.

                                                                          ***

Zaproponowałam, abyśmy wyszli się przewietrzyć. Leon zgodził się, więc tylko wzięłam na siebie szarą wytartą bluze i włożyłam bordowe vans'y. Dzisiaj było dosyć ciepło, ale wiał zimny wiatr, jak to przeważnie w Londynie. Czułam się dziwnie, źle, nie wiedziałam co powiedzieć,żeby nie pogorszyć sytuacji.
Szliśmy przed siebie w strone parku, tam gdzie kiedyś się spotykaliśmy. Zawsze czuje się niezręcznie jak występuje cisza między nami. Więc postanowiłam się odezwać:
-Hej Leon, chcesz może kawe, możemy iść tutaj, jest pyszna, co Ty na to?- powiedziałam, niepewnie patrząc się na niego.
-Okay - odrzekł mi, słychać było w tym taki uroczy angielski akcent.
Weszliśmy do kawiarenki 'Coffe & milk' i zasiedliśmy do pięknego białego stolika, panował tam cudowny wystrój, który bardzo mi się spodobał. Wszystko białe, a dodatki czyli, kwiaty, serwetki, poduszki na krzesłach były fioletowe.
Podeszłam do lady i wzięłam z niej menu. Usiedliśmy przy stoliku i zastanawialiśmy się, co wybierzemy. Po około pięciu minutach zdecydowałam się na shake'a jagodowego. Natomiast Leon wybrał dla siebie czarną kawę, bez mleka. Pewnie dlatego, że był w kiepskim humorze, dużo nie spał i był zmęczony, kawa miała postawić go na nogi.
Odezwał się po chwili:
-Rose, będziesz zawsze?- odparł, przełykając łyk gorzkiej kawy.
-Dla ciebie będę zawsze, okay - zapewniłam go.
Uśmiechnął się tylko, a następnie wyszliśmy z kawiarni.
Szliśmy przez naszą dzielnice, którą uwielbiałam. Gdy już doszliśmy do mojego domu, ja weszłam po pięciu małych schodkach i otworzyłam drzwi. Leon został przed domem, ponieważ nie chciałam, aby tato zaczął zaraz całe przesłuchanie. Leon nie był na to gotowy, nie mogłam dlatego tego zrobić.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka..
-Rose to ty? - zapytał męski głos taty.
-Tsa..- Idę teraz wziąć szybki prysznic, przebiore się i wychodzę.
Pobiegłam na górę, aby tato nie zdążył zadać pytania. Weszłam do mojego pokoju, otworzyłam szafke i wyciągnęłam z niej koronkową bielizne,czarne rurki, białą podkoszulke w ananasy oraz krótkie skarpetki czyli stopki. Otworzyłam drzwi do łazienki, rzeczy położyłam na toaletce i weszłam do środka. Ściągnęłam ubrania i wzięłam szybki, głęboki prysznic. Ubrałam na siebie bielizne, ciuchy i wyszłam z łazienki. Wzięłam w ręke białe convers'y i ruszyłam na dół.


                                                                         ***
-Jesteś głodna? może zjesz obiad, prawie nic już nie jadasz w domu - powiedział tato.
Ja naprawdę nie byłam głodna przez te kilka dni, nie mogłam jeść, jak Leon był w takim stanie. Jeszcze muszę opowiedzieć tacie o wszystkim co się stało, on o niczym nie wiedział. Naprawdę bardzo się bałam, nie lubię mówić o smutnych i nieprzyjemnych dla mnie i dla moich bliskich rzeczach.
Postanowiłam, że zrobię to dzisiaj, całkiem wieczorem.
Wyszliśmy z Leonem ode mnie i poszliśmy załatwić wszystko związane z pogrzebem. Musieliśmy, nie mieliśmy innego wyjścia. W końcu mama miała tylko jego. No i chyba mnie..




*Jeżeli podoba Ci się mój blog, to zapraszam do czytania i do komentowania. :)

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 16

                    Usłyszałam coś takiego..
-Hej, Ty, młoda kobietko..mogę Cię przeprosić na chwilę.- wypowiedziane zostało to z ust lekarza.
-Tak, proszę.- oznajmiłam mu.
Nie wiedziałam po co przyszedł, ale Leon jeszcze spał. Pewnie jakieś wieści, może co z jego mamą. Miałam nadzieję, modliłam się, żeby tylko się jej polepszyło.
Nagle lekarz powiedział mi czy mogę się przesunąć..więc zrobiłam to, po czym usiadłam na drugim łóżku obok.
Leon otworzył oczy, chyba obudził go lekarz, rozmawiając ze mną. Miał mu coś pewnie do powiedzenia..
-Dzień dobry.
Czy są jakieś wieści, co z mamą?- zapytał z wielką troską.
-Hm, no ja właśnie w tej sprawie. Wiesz..no..wiesz, że z mamą nie było najlepiej..Ciągle była w śpiączce. Nic nie dało się zrobić. Wczoraj podłączyliśmy mamę pod urządzenia, akcja serca z początku była dobra, lecz później bardzo szybko się zmieniała..na gorsze, niestety. Nic nie możemy. To był tak silny wypadek, akurat dla Twojej mamy, że naprawdę 85% osób nie przeżyłoby takiego wypadku.
-Nie, proszę pana, na pewno się coś da!!! to niemożliwe, ja nie wierzę w to. W każde pana słowo. Nie, ja sobie tego nie daruję, to nie jest prawdą!- wykrzyczałam na lekarza.
-Czyli..tak?- powiedział mój kochany, płacząc.
-Niestety uwierz, nic się nam nie udało, nic kompletnie. Serce nie wytrzymało- Odpowiedział.
W pewnym momencie poczułam się jakby coś rozrywało mnie od środka. Łzy momentalnie, cały czas leciały mi po policzkach. To nie mogło być prawdą. Jego mama musi żyć. Ciągle widze te zakłamane mordy lekarzy. Zawsze wydawało i wydaję mi się, że oni mają jeszcze szanse na odratowanie osób, ale tego nie robią. Nie mogę patrzyć na niektórych takich fałszywców.
Nagle podeszłam do łóżka, na których leżał Leon, płakał. Łzy również spływały po jego twarzy..
Przytuliłam go jak najmocniej tylko umiałam. Dlaczego?
Pytam się dlaczego ciągle takie tragiczne rzeczy się mu przytrafiają? Są takie okropne osoby, a ciągle spełniają się im marzenia i są szczęśliwi. A ci zaś co są przykładem dobra, są odrzuceni przez los, ciągłe problemy. Dlaczego tak jest? Nie mogę tego pojąć.




                                                         *********************



Otworzyłam oczy i leżałam głową na Leonie. Chyba leżałam tak z dwie godziny, przynajmniej tak mi się wydaje. Na te dwie godzinki snu zapomniałam o wszytskim, co miało miejsce. Wreszcie gdy już się jakoś odtrząsnęłam z tego, powiedziałam..
-Leon.
-Tak?- powiedział, spoglądając na mnie zapłakanymi oczami.
-Wiesz o tym prawda..że masz mnie. Masz mojego tatę, masz Ed'a. Jesteśmy z Tobą zawsze. Ja nigdy, gdy nawet jakaś najgorsza rzecz stała by między nami, to ja zawsze będę z Tobą. Jesteś dla mnie najważniejszy, tak bardzo chcę Twojego szczęścia. Ale..niewiele mogę Ci go dać - Mówiłam.
-Wiem..dziękuję kochanie - rozpłakał się, po czym przytulił się do mnie.
-Ale dlaczego? Najwyraźniej tak musiało być, ciągle jestem wystawiany na próbę. Na ciężkie próby. Nie znam ojca, nie wiem kim jest. Teraz mama odeszła do..nie ma jej! Rozumiesz, umarła....
Przepraszam - dodał.
-Wiem, to wszystko cholernie niesprawiedliwe. Nie wiem jak mam ci pomóc. Nic nie mogę teraz zrobić. Dlaczego nie możesz być szczęśliwy! Tak bardzo Cię kocham. Oddałabym wszystko..swoje życie, abyś był szczęśliwy -  powiedziałam wkurzona.
-Nie mów tak, głuptasie. Ja Ciebie kocham najbardziej na świecie. Umarłbym, gdybyś sobie coś zrobiła -
próbował się uśmiechać mówiąc to do mnie.
Kocham go tak bardzo. Wiele przeszedł. Teraz chcę być tylko z nim. Zawsze mu pomagać. Zrobie wszystko, żeby był szczęśliwy.


                                                         *********************

Z Leonem już coraz lepiej. Został wypisany ze szpitala.
Pomogłam spakować mu rzeczy. A on ubrał na siebie kurtkę i wziął w rękę torbę z rzeczami. Wyszliśmy, prawie przez całą drogę łzy spływały mi z twarzy, a tusz też. Wyglądałam jak wampir, chociaż Leon i tak mówił, że wyglądam pięknie. Taki kochany jest.
Poszliśmy razem do mojego domu. Tato był jeszcze w pracy, na szczęście, bo zaraz by się wszystkiego wypytywał. Poszłam się umyć i przebrać. Leon siedział na dole, zrobiłam mu tosty z serem i szynką. Gdy zeszłam na dół, Leon siedział oparty rękami o głowę.

















*Jeżeli podoba Ci się mój blog, to zapraszam do czytania i do komentowania. :)






poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 15

                            Czułam się naprawdę głupio, a ten lekarz powinien się gorzej głupio czuć. Czekałam z dziesięć minut, bo nie chciałam przyjść i rozczarować Leona. Wyszedł i powiedział:
-Co mówiłaś, a może to dzień dobry?- powiedział jakoś dziwnie, myśląc, że mnie zbeszta.
-Powiedziałam dla pana..wiadomości. I poprosiłam o wyniki i co jest z panią Smith. Tak trudno komuś pomóc.- odezwałam się naprawdę wkurzona i zirytowana nim.
-Dobra, już. Chodź, no więc.. jak wiesz pani Smith miała wypadek z synem. On ma niewiele obrażeń z których bez kłopotu wyjdzie. Natomiast jego matka jest w śpiączce i raczej w złym stanie..
-No ale..ale, co mam powiedzieć jej synowi? - mówiłam, przerywając.
-Słuchaj mała, ja nie wiem, ale raczej powiedz prawdę, albo słuchaj, ja pójdę i powiem mu, jak on ma..L..?
-Leon! proszę szybko iść do niego, jest tak samo zdenerwowany i się martwi jak ja.- odpowiedziałam.
Szybkim krokiem zaprowadziłam go do sali na której był Leon. Biedak, czekał tam w niecierpliwości. Wiem jak ja bym się czuła na jego miejscu. Zaraz lekarz miał mu powiedzieć o mamie, że jest w śpiączce..weszliśmy do środka, a mi łzy cisnęły się do oczu.
-Hm..Cześć Leon.- wyksztusił lekarz.
-Dzień dobry! wiadomo co z mamą?- powiedział biedny, podnosząc się z łóżka.
-Tak. Słuchaj..powiem szybko. Twoja mama nadal jest w śpiączce, nie budzi się za bardzo. Za pół godziny będzie więcej wiadomo. Muszę iść do kolejnego pacjenta.- powiedział i wyszedł po tchórzowsku.
Serio to nienawidzę takich osób, które cwaniaczą, a prawdy nawet bolesnej nie umieją powiedzieć. Jest dużo takich osób, ja osobiście bym też bała się powiedzieć, ale nie cwaniacze ani nic w tym stylu.



                           ***************************************************


Lekarz wyszedł, zostawiając nas samych. Patrzyłam się dziwną miną na Leona.
-wiedziałaś?- zapytał.
-Niee, naprawdę dopiero teraz się dowiedziałam.- odparłam mu ze szczerością.
-Okej, rozumiem.- powiedział.
Postanowiłam jakoś zmienić ten nieprzyjemny temat.
-Ej słuchaj Leon, może przyniosę Ci jakieś owoce, chcesz?- zapytałam, lekko się do niego uśmiechając.
-W sumie jak możesz.- rzekł.
-Okej, to ja zaraz wrócę.- powiedziałam, idąc w stronę drzwi.
Poszłam do szpitalnego sklepiku, kupiłam w nim dwa soki pomarańczowe, dwie pomarańcze i trzy jabłka. Wzięłam też parę truskawek w małym pojemniczku. Postanowiłam kupić mu jeszcze jedną czekoladę na poprawę humoru. Miałam taką nadzieję, że poprawie mu humor.
Zabrałam wszystko, zapłaciłam, podziękowałam i poszłam jeszcze do automatu z kawą. Wzięłam ją, kosztowała jakieś 1euro, wzięłam najmocniejszą, chciałam, żeby postawiła mnie na nogi.
Udałam się w kierunku sali, w której był Leon.
-Hej kochany mój.. proszę- powiedziałam mu, kładając siatkę z rzeczami na mały stolik. Miałam nadzieję, że z mamą będzie lepiej, a ja jakoś postaram się poprawić Leonowi humor.
-Dziękuje Rosi naprawdę, moja kochana myszko. Tak się troszczysz, naprawdę dziękuje- Powiedział, po czym wziął mnie za rękę i mocno uścisnął.
-Oj.no nie ma za co!- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w czoło. Był taki kochany, biedny, martwił się o mamę, a miał jeszcze siłę na rozmowę ze mną.
-Może chcesz pójść spać? musisz odpocząć..a jest już 19- odparł Leon, zerkając na zegarek.
W sumie bardzo długo byłam w szpitalu, jakieś 5 godzin..Ale mimo wszystko chciałam być z Leonem w tej ciężkiej chwilii, wspierać go. W końcu jest dla mnie najważnieszy, kocham go najbardziej na świecie. Chciałabym, żeby był mega szczęśliwy, ale nic nie mogę na to poradzić, tyle co tylko jakieś małe rzeczy, które mogę dla niego zrobić. Chciałabym, aby miał tatę, lub chociaż poznał go, pokochał, żeby był szczęśliwy. Żeby z mamą było w porządku. Jeju.. czemu to takie niesprawiedliwe? Przecież on na to zasługuje jak nikt inny! Czemu.. naprawdę szkoda słów.





                                   **********************************************


Obudziłam się rano..słyszałam głosy pielęgniarek. Otworzyłam oczy. Leżałam na krześlę w szpitalu..oparta głową o łóżko Leona. Byłam strasznie niewyspana, a głowa bolała mnie niesamowicie.
Spojrzałam na Leona, który słodko spał.
Nagle..usłyszałam donośny, drżący głos mężczyzny..













*Jeżeli podoba Ci się mój blog, to zapraszam do czytania i komentowania!:)

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 14

                       Byłam cała zdenerwowana, nie wiedziałam co zaraz z siebie wydusi. Bardzo się bałam. Wreszcie powiedział :
-Słuchaj Rose. Leon jest w szpitalu ze swoją mamą.- powiedział mi, jakby dalej nie mógł kontynuować.
Moja mina była dosłownie przerażona, a cała twarz mi zbladła..
-Co? Ed, mów co jest!! Co się stało, oni żyją prawda!?- krzyczałam głośno. Denerwował mnie tym, że kompletnie nic mi nie mówił.
Po bardzo długiej dla mnie chwili powiedział..
-Spokojnie..oboje są w szpitalu, 30 km stąd. Mieli wczoraj wypadek. Nie mogłem Ci zadzwonić, bo od razu, gdy przyjechaliśmy musiałem tam być z nimi. Później zabrali nam telefon.- naprawdę dziwny był ten lekarz. Więc ja wróciłem do swojego domu, a później tu. Leon dał mi klucze. Przyjechałem tu i zaraz miałem Cię o tym poinformować.
-Co?Nie!..ale jak to, czemu Leon nie dzwonił, w jakim jest stanie? A jego mama? szybko mów!- krzyczałam na niego dalej.
-Uspokój się dziewczyno. Leon ma tylko kilka obrażeń i złamaną rękę, lecz z jego mamą jest nie najlepiej. Prowadziła samochód i nadal jest w śpiączce, budzi się chwilami, ale rzadko.
Moje serce zamarło, tak bardzo się bałam o Leona i jego mamę. Miał tylko ją, a ona jego..
-Szybko, ruchy Ed! jedziemy tam, już, no szybko..!
Ed nie miał jeszcze prawka, więc musieliśmy jechać cholernym autobusem. Tak długo na niego czekaliśmy, że miałam ochotę iść tam pieszo 30 km, ale Ed mnie uspokajał.
Gdy podjechał.. wsiadłam bardzo szybko, a Ed za mną, kupując dwa bilety.





                         ***************************************************


Wreszcie dojechaliśmy pod szpital. Otworzyłam drzwi i kazałam Ed'owi, aby zaprowadził mnie do lekarza lub na sale, na której jest Leon. Szliśmy długim korytarzem, aż wreszcie dotarliśmy pod sale nr 16..
Ed otworzył mi drzwi, i powiedział, abym weszła.
Bardzo się bałam, wiem, niby nie miałam czego. Ale strasznie się bałam, również patrzyć na Leona w takim stanie.
Na sali ujrzałam Leona leżącego na łóżku. Nie zastanawiając się, podleciałam do niego.
-Leon.. jak się czujesz? matkoo..dopiero dzisiaj się o wszystkim dowiedziałam.
-Hej Rose, nie za dobrze..ale boję się o mamę. Zapytasz się lekarza co z nią? Zawołasz go?- zapytał.
-Tak.- oznajmiłam, wychodząc na korytarz.
-Dzień dobry. Może pan tu podejść. Co z panią Smith ?.. -zapytałam lekarza z niepokojem.
Lekarz zignorował mnie i poszedł do gabinetu..














*Jeżeli podoba Ci się mój blog, to zapraszam do czytania i komentowania.












piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 13

                     Wysiedliśmy razem z autobusu, udając się w kierunku mojego domu. Leon odprowadził mnie, a później sam poszedł do swojego domu.
Byłam dzisiaj zmęczona tym wszystkim, najchętniej rzuciłabym tym wszystkim i się rozpłakała. Mam dość Ally, nie chce o tym myśleć, że mam siostrę. Nie chce myśleć o tych błędach, które popełniła moja mama. Jak ona tak mogła, to pytanie ciągle mnie męczy. Nie mogę spać, nawet zaczynam mniej jeść przez to wszystko. Jestem zła na wszystkich, muszę mieć więcej czasu. Nie wybaczę jej tak od razu. Ciężko mi, niedawno się tu przeprowadziłam i nagle dowiaduje się, że mam siostrę. No proszę, ale jak, ale co. Muszę mieć ciszę i spokój. Muszę to poukładać.
Przyszłam do domu, od razu się wykąpałam i ubrałam w wygodnie ciuchy. Ubrałam topik, a na to luźną bluze i legginsy. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Szybko powędrowałam do swojego pokoju. Zabrałam muffin'y z kuchni na małym talerzyku, oraz wodę. Wzięłam wszystko do pokoju. Otworzyłam laptopa i usiadłam wygodnie w łóżku. Postanowiłam, że dzisiejszy wieczór spędzę w domu. Sprawdziłam facebook'a i pocztę oraz kilka innych rzeczy. Poszukałam ciekawego filmu i włączyłam sobie go. Last Song- taki film wybrałam, oglądałam już go parę razy, ale bardzo go lubię. Oglądałam go, jedząc muffinki i myśląc nad wszystkim.
Gdy go oglądnęłam poczułam się dosyć źle, więc postanowiłam się położyć. Nie wiedząc kiedy- zasnęłam.





                                      ****************************************

Obudziłam się po godzinie 10. Szybko poszłam do szafki i wyciągnęłam z niej czarną bluzkę z napisem 'dreamer' i szare legginsy. Poszłam się umyć i przebrać. Rozpuściłam i dokładnie rozczesałam swoje włosy, a później poszłam je lekko wyprostować. Wzięłam w ręce czarną torbe, i zeszłam na dół. Nie zjadłam nawet śniadania. Byłam przygnębiona tym wszystkim. Ubrałam czarne vans'y i wyszłam z domu.


                                     *****************************************


Gdy byłam już w autobusie, wyciągnęłam słuchawki i słuchałam muzyki. Zawsze tak robię, gdy jest mi źle. Jechałam i jechałam. Czekałam, że Leon niebawem się zjawi, ale tak się nie stało. Nie stało się też tak w szkole, czekałam przez wszystkie lekcje. Myślałam, że tylko zaspał. Martwiłam się naprawdę. Wreszcie wyszłam z tej nudnej szkoły. Poszłam na autobus i od razu pojechałam nim pod dom Leona. Dzwoniłam do Niego, nie odpowiadał ani nic. Nie miałam wyjścia- pojechałam.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi..stanął w nich Ed, kolega ze szkoły. Przyjaciel Leona-tak mi się wydaje. Od razu zapytałam.
-Hej! Ed, co się dzieje, mów! Gdzie Leon? Co się z nim dzieje?- krzyknęłam.
Dziwnie popatrzył się na mnie..
Bardzo się bałam, najbardziej, nigdy tak nie miałam jak do tej chwili. Wreszcie Ed wziął oddech i wydusił z siebie takie słowa..









                  *Jeżeli podoba Ci się mój bloga to zapraszam do czytania i do komentowania.

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 12

                      Wstałam i dalej rozkminiałam o tym co wczoraj. Ah..nie rozumiem tej całej fałszywości ludzi. Ale cóż..pozbierałam się z łóżka do łazienki. Umyłam i ubrałam, lekko pomalowałam. Włożyłam na siebie t-shirt, który kupiłam w zeszłą sobotę z tatą. Była to taka zwykła granatowa bluzka, bardziej luźna, takie lubię. Było dosyć ciepło, dlatego postanowiłam założyć białe szorty w czarne główki myszki mickey. Na nogi szybko włożyłam krótkie białe conversy. Włosy rozpuściłam- było wyjątkowo dziś puszyste.
Pośpiesznie zeszłam po schodach. Na dole zrobiłam sobie dwa tosty, które popiłam szybko zimną herbatą. Gdy byłam gotowa wyszłam z domu. Przez całą drogę myślałam nad wszystkim. Autobus podjechał.. -wsiadłam i zakupiłam bilet ulgowy. Usiadłam na wolne miejsce, a następnie włożyłam do prawego ucha tunel, którego wcześniej nie zdążyłam włożyć do drugiego ucha. Kierowca zatrzymał się na trzecim przystanku. Gdy nagle ujrzałam, że do autobusu wchodzi Ally. Byłam zdenerwowana.
-Hej, mogę usiąść tu?- zapytała z niewyraźną miną.
-Ta.- burknęłam jej po prostu. Według mnie nie zasługiwała na szacunek i tak byłam za dobra dla wszystkich, tylko nie dla Leona.Tu było na odwrót, ja nie zasługiwałam na niego.
-Słuchaj Rose, pozwól mi się jakoś wytłumaczyć. Ja dowiedziałam się dopiero teraz, nie zdążyłam Ci jeszcze tego powiedzieć, nie wiedziałam jak, Rose!- powiedziała.-Jesteś jakaś głupia czy jak, nie rozumiesz, że nie miałam kiedy?-dodała.
Nagle usłyszałam delikatny i znajomy mi głos.
-Zostaw ją Ally, słyszysz, ona potrzubuje czasu, a nie. Ty ją tylko ciągle z tym męczysz, daj jej czas!- powiedział, tak był to Leon. Mój kochany.
-Oo tak, widzę, że fajnego sobie chłopaka znalazłaś, od siedmiu boleści! Lepiej na niego uważaj.- powiedziała to ta głupia, nawet nie wiem jak już mówić, nie chce nazywać Ally-siostrą.
-Zostaw go! Mścisz się tylko za to, bo był mądrzejszy od Ciebie i coś uzyskał, ciężką pracą. Daruj sobie Ally. Naprawdę!- krzyknęłam jej.
-Tak, jasne.- powiedziała z zażenowaniem.
Wkurzała mnie naprawdę, przecież poznałam Leona, jest wyjątkowy. Czuję, że mogę mu ufać, a to rzadko mi się zdaża. Opiekuje się mną, jest przy mnie. Tęsknie za przyjaciółkami, ale na wakacjach przyjadą, tym się pocieszam. Kocham Leona, mogę na nim polegać, gadać z nim i w ogóle. Nie wyobrażam sobie inaczej. Przecież chyba nie bawił się moimi uczuciami. Wydaje mi się, że Ally była po prostu taka bezczelna z zazdrości, najprawdopodobniej. Przyjaźniła się kiedyś z Leonem i dobrze wiedziała, że jest on osobą, której można ufać. Poniosła porażkę i nie mogła przyznać, że Leon był lepszy od niej. Po prostu nie umię przegrywać.
-Do widzenia.-powiedziałam do kierowcy.
-Dzięki, do widzenia.- odparł Leon, wychodząc za mną.











*Jeżeli podoba Ci się mój bloga to zapraszam do czytania i do komentowania.


środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 11

                                 Siedzieliśmy w parku dobrą godzinę, było dosyć chłodno, dlatego zabrałam ze sobą bluzę. Cieszę się, że tutaj w Londynie mi się układa. Znalazłam osobę, której mogę mówić o wszystkim. Jest ze mną również mój tata, którego bardzo kocham.
Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się w kierunku ulicy. Z uśmiechem wymuszonym na twarzy szłam obok Leona. W sercu czułam się oszukana przez wszystkich. Tylko nie przez Leona. Czułam po prostu ból, wszystko przez Ally, która nic mi nie powiedziała. Po jakimś czasie, bym jej uwierzyła, naprawdę. Nie wiem dlaczego nic nie powiedziała. Dobra, ale muszę jakoś żyć. Zająć się tym co mam. Tymi osobami,na których mi zależy. Muszę doceniać to co mam.
Chodziliśmy jeszcze trochę, a wreszcie poszliśmy do Leona. Otworzył drzwi od dużego domu i zaprosił mnie do środka.
-Cześć mamo! jesteśmy.- krzyknął Leon. Ponieważ niby mówił już mamie, że przyjdziemy. Była naszykowana, zrobiła tosty, sałatki, które wyglądały pysznie, na białym, nowoczesnym stole.
-Dzień dobry. -powiedziałam do jego mamy, uśmiechając się.
-Witam Cię kochana, Ty pewnie jesteś Rose, tak?- zapytała.
-Owszem.- rzekłam jej.
Zasiedliśmy do stolu pełnego pyszności. Byłam bardzo głodna, jadłam obiad, ale jakoś chciało mi się jeść.
-Proszę, nakładajcie co chcecie. Mam nadzieję Rose, że lubisz tosty z ziołami i sałatki. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Tak, oczywiście, uwielbiam je.- odpowiedziałam, nakładając sałatkę na talerz.
-Smacznego. - powiedział Leon, jego mama z resztą też.
Jedzenie było bardzo pyszne. Cieszę się, że mogłam spędzić u nich trochę czasu. Może jakoś ich rozweselić, mama Leona była sama, miała tylko jego. Z ojcem nie mają kontaktów ani nic. Współczuję im naprawdę, Leon to taki kochany chłopak, a musi przeżywać tak wiele. Jego mama jest również miłą i kochającą go kobietą. Chciałabym im pomóc najlepiej jak umiem, ale nic nie da się zrobić. Nadal nie rozumiem jak tata, mógł tak po prostu odejść od nich. Jak można nie mieć wyrzutów sumienia, jak? W końcu chyba musiał jakoś kochać mamę Leona skoro się z nią ożenił?Zadaję sobie ciągle to pytanie. Ludzie żenią się i rozchodzą. Dla nich słowa: Kocham Cię, 'i że Cię nie opuszczę aż do śmierci' są przereklamowane. To teraz już nic nie znaczące hasła. Naprawdę jestem zła czemu się tak dzieje. Dlaczego to przydaża się tak dobrym ludziom?Dlaczego muszą tak cierpieć..





*Jeżeli podoba Ci się mój blog, to zapraszam do czytania i do komentowania.